piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział 2: Hello Darkness


"The sun will rise a thousand times..."

Ciemność. Cisza. Spokój. Słony smak łez. Mokra poduszka. Brak jakiejkolwiek nadzieji na podjęcie walki o jutro. Nicość. Jak niewiele trzeba, aby skończyć człowieka psychicznie.
Zaraz, dlaczego płaczę? Ah, tak, przez tatę. Gdy zaczynam płakać to nie myślę, z jakiego powodu płaczę. Wtedy wszystkie złe emocje ulatują, daję im upust, wolność. Wszystkie smutki wychodzą na światło dzienne. Pokazują się. Pokazują mi, że nie ważne, jak bardzo będę się starała je ukryć, one ciągle będą. Przejmują nade mną kontrolę. Pokonują mnie. Staję się bezsilna. W głowie pustka. Myśli wyleciały. Nie przejmuję się niczym. Wiem tylko, że już nie mam siły i odwagi. Przegrałam. Chwilowo mnie nie ma.
Nadchodzi noc. Lubię noc. Moja wyobraźnia zaczyna walczyć z marzeniami. Taka bezkrwawa bitwa. Bez ciężko rannych ofiar. Jedyną ofiarą jestem wtedy ja. Sama. Pozostają blizny po uczuciach i ślady po myślach. Na duszy i na sercu. Niewyleczalne. Już zawsze pozostaną. Niewybaczalne? Czy można wybaczać? A czy można drugi raz zapalić tą samą zapałkę? Myśli wracają. Przychodzą w zbyt szybkim tempie. Ale mam czas myśleć. Mam czas.
Upadki są potrzebne. To tak, jakby ktoś rzucił ci błoto w oczy. Nic nie widzisz, ale gdy przetrzesz oczy, widzisz jeszcze lepiej. Gdyby nie upadki, popełnialibyśmy ciągle te same błędy. I popełniamy. Nie wynosimy z nich żadnych nauczek na przyszłość. Jakże nieidealną istotą jest człowiek.
Potem przychodzi poranek. Po przemyśleniach wraca chęć do walki. Walki o siebie. Wraca mała nadzieja. To od ciebie zależy, czy nadzieja urośnie. To twoja decyzja.
Ale co to? Mija kolejny dzień, kolejna noc, ludzie nadal ranią, myśli powracają, kolejne upadki, kolejne wzloty, nowe nadzieje, nowe blizny, kolejne bolące wspomnienia... Dlaczego?

"Hello Darkness, I am home"

_______________________________

Hymns for the lonely, wretched, and forgotten
The feeling in our hearts won’t ever fade away

Obudzilam się z metalicznym posmakiem w ustach. Nagle do głowy uderzyły wspomnienia wczorajszego wieczoru. Dlaczego tak gwałtownie zareagowałam? Nie umiem panować nad emocjami. Nigdy nie umiałam. Nawet nie wiedziałam, o co chodziło mojemu tacie. Och kilku lat tata mówił, że pewnego dnia przekaże mi informację, która odmieni moje życie na zawsze. Ale nie myślałam, że to już teraz! Ja nie jestem jeszcze na to gotowa, prawdę mówiąc to jestem dojrzalsza od osób w moim wieku, ale w mojej głowie ciągle rosną kwiatki i hasają jednorożce. Cóż, takie życie. Nie jestem gotowa na zmiany. Jestem dzieckiem!Mogłam odebrać to spokojniej. Przecież tata na pewno nie zrujnowałby mi życia jakąś tam informacją... Ale jaką? Dlaczego miała odmienić moje życie?
Zeszłam na dół. Taty oczywiście nie było. Pojechał do pracy, do swojej kancelarii. Zapowiadał się kolejny nudny, wakacyjny dzień. Jak każdy. Ogarnę się, zjem śniadanie, włączę komputer, zrobię coś do zjedzenia, pooglądam telewizję, posłucham muzyki, poptrzę na ludzi przez okno, wróci tata, zrobię kolację, pooglądam jakiś film, popiszę sms-y, zasnę. I tak w kółko.
Odważyłam się przerwac tę monotonię i wyjść z domu. To dopiero postęp. Wzięłam słuchawki, bluzę i zamknęłam drzwi na klucz.
Spacerowałam ulicami Los Angeles, zdawałoby się, że nic innego nie istnieje. Słońce grzało, ale nie tak mocno jak zwykle. Przeważnie o tej porze było ok. 30°. Dziwne... Był ruch na ulicach, ale mniejszy, niż na codzień. A przeważnie musiałam stać na przejściu aż 15 minut. Dziwne... Czas leciał wolniej. A zawsze ani sie obejrzałam, umykała godzina za godziną. Dziwne...
Zapatrzyłam się na jeden z domów przy ulicy. Był dość ładny. Ściany jasnożółte, ciemniejszy dach, wypielęgnowany ogród, duży basen i jacuzzi...
- Ała! Uważaj jak chodzisz! - mój głos rozległ się prawdopodobnie po całej dzielnicy.
- Przepraszam, nie chciałem, naprawdę - nieznajomy podał mi rękę, bym mogła wstać. Można było zauważyć, że był kilka lat starszy ode mnie. Czarne włosy. Niebieskie oczy. Wysoki i szczupły, niemalże wyglądał jak anorektyk. Miał na sobie czarne spodnie, trampki i koszulkę z Nirvany. Zauważyłam, że miał kolczyka w wardze. Ślicznie się uśmiechał... Cholera! River! Ogarnij się! Chyba nie chcesz znowu się zakochać.
- Nic ci nie jest? - niski głos wyrwał mnie z rozmyśleń.
- N-nie, nic, wszystko w porządku. Dziękuję.
- Nie dziękuj, to raczej ja powinienem przeprosić... Wynagrodzę ci to, jeśli chcesz.
- Nie ma co wynagradzać, to tylko upadek.
Chwycił moją dłoń... Miał taki przyjemny dotyk...
- Tylko upadek? - spytał. Moja dłoń była cała obdarta, z małej rany leciała krew.
- Tak, nic mi nie jest.
- Gdyby nic ci nie było to nie miałabyś teraz obdartej ręki. Odprowadzić cię do domu? - zarumieniłam się, zagryzłam wargi, ale nie udzieliłam odpowiedzi. Zaśmiał się - Rozumiem, że to oznacza "tak"?
- Nie wiem.
- No to teraz już się mnie nie pozbędziesz. Chodźmy. A tak w ogóle to jestem Luke - podał mi rękę.
- River, miło mi.
Droga do mojego domu minęła na miłej rozmowie w Luke'iem. Okazało się, że był w moim typie. Rozmawialiśmy o muzyce, o zainteresowaniach, trochę o tolerancji... Luke słuchał tych samych zespołów co ja, miał podobne poglądy i upodobania. Chciałabym, żeby został moim przyjacielem. Był do tego idealny.
- To już tutaj? - zapytał chłopak.
- Tak, to tu - odpowiedziałam zmartwiona faktem, że zaraz Luke pójdzie, a ja wrócę do domu.
- No to ja już będę leciał.
- Okej, trzymaj się, Luke - uśmiechnęłam się i odwróciłam się, by otworzyć drzwi.
- Zaczekaj! Daj mi swój numer.
- Nie.
- Dlaczego?
- To ty dasz mi swój - rzekłam. Chłopak się roześmiał.
- Dobrze, daj telefon, wpiszę. Napisz jak będziesz miała chwilę, co?
- Jasne, jasne. Cześć.
- Do zobaczenia, River.
Posłałam mu ostatni uśmiech i zniknęłam za drzwiami.
"Do zobaczenia, River." Czyżbyśmy mieli się jeszcze kiedyś spotkać? Szczerze, to miałam taką nadzieję.
Cholera, Riv, znowu to robisz! Dajesz sobie nadzieję, zupełnie niepotrzebnie. Wyrosłaś już z tego. Wyrosłaś z zakochiwania się. Prawdziwa miłość nie istnieje.
_
18:47
Do: Carolyn
Hej Caro! Jak ci minął dzień? :)
_
18:49
Do: River
Nie pytaj. Masakra jakaś. Mam dosyć. Spotkamy się jutro?
_
18:50
Do: Carolyn
Koniecznie. Musze ci coś powiedzieć, haha :3
_
18:50
Do: River
Co się stało? Mów, mów, teraz, nie wytrzymam do jutra!
_
18:52
Do: Carolyn
Musisz xD Dobranoc xoxo
_
18:53
Do: River
Riv, no błagam cię!
_
18:59
Do: River
River, serio już śpisz?!
_
19:30
Do: River
RIVER, JESTEŚ TAM??
_________________________
23:30
Do: River
Miałaś napisać :)
_
23:35
Do: Luke
Luke? To ty?
_
23:37
Do: River
A spodziewasz się kogoś innego?
_
23:38
Do: Luke
Nie... ale... Skąd ty masz mój numer?
_
23:40
Do: River
No... wiesz... musiałem mieć coś, żeby się z Tobą skontaktować, jeśli nie napiszesz :)
_
"On chce się ze mną kontaktować! Nie wierzę!"

_
23:43
Do: Luke
Wybaczam xD
_
23:45
Do: River
Nie masz innego wyjścia, Riv ;)
_
"Zdrobnił moje imię! Co to znaczy??
River! Nie przesadzaj!"
_
23:58
Do: River
Dobranoc, kolorowych snów, River :)
_
”Kolorowych snów? Jeju!...
River, uspokuj się, jesteś głupia. "
_
0:00
Do: Luke
Dobranoc, Luke :)


"Stronger than before
When your life becomes a war
Set The World On Fire"
___________________________________
Jest 2 rozdział.
Jestem z niego średnio zadowolona, ale to do Was należy ocenianie. Powiem tylko tyle, że w najbliższym czasie będzie niespodzianka :)
Miłego dnia :)
Layla Black

EDIT: Zakładka "Bohaterowie" jest częściowo uzupełniona, zapraszam :)

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział 1: I need a Hero



"I'm just a step away,
I'm just a breath away
Losing my faith today "

Leżałam na łóżku w swoim pokoju. Myślałam.
Myślałam nad tym, co się stało i co się dzieje. Trzymałam list od mamy. Mamy, której przy mnie nie było. Miałam nadzieję, że ten list wyjaśni mi, co się z nią stało.
Nie wyjaśnił.
Za to w mojej głowie kumulowało się jeszcze więcej myśli. Nie potrafiłam, a raczej nie mogłam ich odgonić. Co się stało z moją mamą? Gdzie ona teraz jest? Dlaczego nie ma jej ze mną? Dlaczego nawet tacie nic nie powiedziała? Dlaczego mam nie iść jej śladem? Jakim śladem?
Dlaczego napisała list? I dlaczego czytam go dopiero teraz? Może mama nie miałaby odwagi powiedzieć tacie tego prosto w oczy?
A przecież pojechała do Nowego Jorku tylko na szkolenie z pracy. Była fotografem. Może chciała uciec od obowiązku bycia matką? Nie wiem. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Czas się ogarnąć. Szybko starłam ją rękawem i przejrzałam się w lustrze.
Jak dla mnie -  mój wygląd pozostawiał wiele do życzenia.
Co prawda, wyglądałam o niebo lepiej niż 4 lata temu. Włosy farbowane na czerwono, mnóstwo kolczyków w uszach, piercing w wardze, niebieskie oczy, szczupła sylwetka, nieco ponad 1,60 m. Bez makijażu. Trampki, czarne rurki i koszulka z nadrukiem. Oto ja.
Była godzina 9.00. W Los Angeles już o tej porze jest bardzo gorąco. Tak, mieszkałam z tatem z LA. To piękne miasto, zawsze chciałam w nim zamieszkać. Tata zadecydował o przeprowadzce po zniknięciu mamy. Na początku było trochę trudno, ale jakoś wszystko sobie poukładaliśmy.
Wzięłam słuchawki ze stolika przy łóżku. Podłączyłam do telefonu i wczułam się. To zadziwiające, jaką moc ma muzyka. Nie wyleczy każdej rany, ale pomaga ją goić. Nie usunie każdego wspomnienia, ale pomaga zapomnieć. Rozwija uczucia. Daje do myślenia. Daje mobilizację. Pozwala patrzeć na świat z innej perspektywy. Lepszej? Przyjemniejszej? Na pewno innej.
Czas szybko zleciał. Nawet nie zauważyłam, kiedy przyszła moja przyjaciółka Carolyn. Tak, przyjaciółka, to nowość, bo zawsze byłam samotną osobą. Być może to dlatego, że jak dla mnie pod jednym względem byłam spokojna.
Nienawidziłam imprez, po prostu..... nienawidziłam, i tyle. Ten nieprzyjemny zapach papierosów i alkoholu, spoconych ciał, rytmy dyskotekowej muzyki... Brr... Na samą myśl robi mi się niedobrze.
Więc jak miałam zawrzeć znajomości? Jestem nieśmiała, na imprezy nie chodziłam, nie udzielałam się społecznie. I nagle pojawiła się Caro. Ni stąd, ni zowąd. Zaprzyjaźniłyśmy się. Jesteśmy nawet podobne. Z tym, że Caro jest bardziej śmiała, wysportowana, ładniejsza, bardziej otwarta na ludzi... no, po prostu lepsza.
Ta niebieskowłosa dziewczyna zawsze, ale to zawsze potrafiła przywrócić mi dobry humor. Chociażby przez swoją głupotę. To chyba jedyna osoba, która zawsze mnie wspierała i starała się zrozumieć. Oprócz niej miałam tylko tatę.... Tak, tatę. Kochałam go, bo był jedynym rodzicem, który mi pozostał, mimo tego, że przez cały dzień nie było go w domu. Pracował. Był prawnikiem. I to jak dobrym. Kochałam go za to, że... był normalny. Martwił się o mnie, ale jednocześnie ufał na tyle, że pozwalał mi na różne rzeczy. Zresztą, nie miał za bardzo o co się martwić. Dlaczego? Sposobem spędzania czasu przez inne nastolatki w moim wieku są wagary, imprezy, zakupy, alkohol, seks, narkotyki i papierosy. A moim? Spanie, muzyka, jedzenie, fotografia, sztuka, pisarstwo, granie na gitarze i patrzenie z okna na przypadkowych przechodniów. Nie byłam jakoś specjalnie niegrzeczną szesnastolatką. Ale mimo wszystko się wyróżniałam. Wyglądem, zachowaniem i poglądami. Tak czasami bywa. Pogodziłam się z tym, już dawno.
- Riv, debilu kochany jakich mało, pośpiesz się do cholery jasnej z łaski swojej! - krzyknęła Carolyn. No tak, zapomniałam, że biedna siedzi na dole i czeka na mnie już 20 minut.
- Lecę, Caro, debilu kochany jakich wiele! Co jak co, ale ja należę to tego rzadszego gatunku. Jestem zagrożona wyginięciem! - zrobiłam minę w stylu "Ja tu bardzo cierpię, odejdź w żalu".
- Jeśli się nie pośpieszysz, to zaraz wyginiesz. Gdzie dzisiaj idziemy?
- Nie wiem, ale nie mam zamiaru siedzieć w domu, przynajmniej nie z tobą w jedym pokoju, bo inaczej będziesz skłonna do przyczynienia się do wyginięcia debili kochanych niepospolitych.
- Dobra, zbieraj się, idziemy do kina.
Uwielbiałam wypady z Carolyn gdziekolwiek. Nawet zwykły spacer w jej towarzystwie mógł się zamienić w przygodę życia... co ja mówię, sama nasza znajomość była już przygodą życia.
O godz. 18.00 wróciłam do domu. Tata już był, wystarczyło teraz zrobić kolację. Nie lubiłam tego, ale ktoś musiał. Siedzieliśmy przy stole, gdy nagle tata zaczął:
- River, myślę, że już czas.
- Ale na co? Nie rozumiem cię...
- Riv, wiesz na co.
- Nie, to nie prawda! Ty tylko żartujesz prawda? Nie, ty na pewno nie mówisz tego poważnie!
- Mówie to zupełnie poważnie, River.
Wybiegłam z kuchni z płaczem, trzaskając drzwiami.

"A hero's gonna save me just in time."

_________________________________________________

Jestem z 1 rozdziałem!
Bardzo mile zaskoczyliście mnie komentarzami pod prologiem. Cieszę się, że się podobał :)
A jak podoba Wam się 1 rozdział? Wg mnie trochę nie wyszedł. Nie tak jak chciałam. Zostawiam go do oceny.
Trzymajcie się!
Layla Black xoxo

sobota, 7 czerwca 2014

Prolog


"How can I decide what's right?
When you’re clouding up my mind,
I can’t win your losing fight
All the time"

Nowy Jork, 15 sierpnia 1999r.
Kochana córeczko!
        Kiedy będziesz czytała ten list, o ile w ogóle go przeczytasz, będziesz już dojrzałą osobą, a mnie już dawno mnie nie tu będzie. Ani tutaj, ani razem z Tobą i Twoim tatą. Będę w innym świecie. Może lepszym? A może ten inny świat nie istnieje?
        Nie będzie mnie. Nie będzie mnie, gdy będziesz stawiała swoje pierwsze kroki, nie będzie mnie, gdy wypowiesz pierwsze słowo, nie będzie mnie, gdy poznasz pierwszą przyjaźń, pójdziesz do szkoły, pierwszy raz się zakochasz, będziesz dorastała, przeżyjesz bunt, skończysz szkołę, pójdziesz na studia, później do pracy, weźmiesz ślub....... Nie będzie mnie przez całe twoje życie. Przepraszam. Nie liczę na wybaczenie. Nie chciałam.
Ale musiałam. Musiałam, żeby ocalić Ciebie. Tak, Ciebie. Żebyś mogła wieść normalne życie, szczęśliwe życie, a nie takie jak moje. To moja decyzja. Przemyślana decyzja.
Proszę, nie rób żadnych głupich rzeczy. Nie idź moim śladem. Proszę kochanie, zrób to dla mnie, jeśli będę Cię jeszcze interesowała. Do końca moich policzonych dni będę siebie obwiniała o to, co zrobiłam Tobie i tacie. Przepraszam.
Kocham Was najmocniej na świecie i nigdy nie przestanę, obiecuję,
Alisa


"The truth is hiding in your eyes, And it's hanging on your tongue, Just boiling in my blood, But you think that I can't see What kind of man that you are If you’re a man at all. (...)

Do you see what we’ve done?"

___________________________________________
Witam :) Oto prolog do nowego opowiadania pisanego przeze mnie pt. "Heaven isn't ready, let's raise hell". Prolog chyba trochę zepsułam....
Jeszcze nie wiem, o czym dokładnie będzie to opowiadanie. :C Liczę na komentarze od co najmniej 5 osób, bo nie wiem, czy jest sens to pisać.
Pozdrawiam, Layla Black.